W dzisiejszym odcinku chciałam powiedzieć trochę na temat skromności i chwalenia się.
Niestety żyjemy w świecie, gdzie często dziewczynkom każemy się nie wychylać, by były skromne, ułożone, grzeczne itp. Na szczęście powoli się to zmienia, jednak nadal tego wszystkiego widać pokłosie. Kobiety rzadziej starają się o posadę, jeśli nie spełniają 100% wymagań, podczas gdy mężczyźni startują ze swoją kandydaturą, gdy mają 60%. Wiąże się to z tym, że nauczone, że muszą być idealne, boją się zaryzykować. Boją się również zaryzykować prosząc o podwyżkę, bo uważają, że w sumie nic takiego nie zrobiły, a chwalić się nie wypada.
Cóż jest to strasznie krzywdzące. Tak samo jak uczenie sztucznej skromności, tylko po to by połechtać ego. “Nie no to było słabe, nie jestem taka dobra w te rzeczy…” itp. Oczekujemy, że ktoś nam odpowie, że się mylimy, że jesteśmy dobrzy, a kiedy nam potwierdzi, to czujemy się często urażeni.
Mimo tego, że jestem tego wszystkiego świadoma, ostatnio przeżyłam drobny szok, który był dla mnie jak kubeł zimnej wody przypominający o zjawisku sztucznej skromności. Mianowicie na zajęciach z grafiki komputerowej, mieliśmy zaprezentować nasze prace i sami się ocenić, a następnie oceniała nas wykładowczyni. Cóż, nie jestem zbyt dobra w grafikę komputerową, nie umiem się odnaleźć w programach graficznych, zdecydowanie wolę rysować w tradycyjny sposób. Jednakże uważałam, że jak na mój brak talentu w tym temacie, poszło mi całkiem nieźle. Czułam, że moja praca zasługuje na 4,5, jednak z (sztucznej) skromności powiedziałam 4. Liczyłam, że nauczycielka da mi 4,5 gdyż wspominała, że praca jest dobra, a widziała jak się męczyłam z tym i jak bardzo się starałam. Ku mojemu zdziwieniu powiedziała, że skoro się tak oceniam, to ok i mam 4. Byłam w szoku, że jak to tak, że przecież mnie chwaliła, a ja tu skromnie proszę o 4, to powinna mi dać więcej. A potem sobie uzmysłowiłam, jak głupio się zachowałam. Gdybym zgodnie z prawdą powiedziała, że oceniam się na 4,5 może bym dostała taką ocenę, a jeśli nie, to bym wiedziała, że próbowałam, a tak to lipa. W tej sytuacji mogłam być zła tylko na siebie. Podobne sytuacje mogą być przy rozmowie o pracę. Jeśli nie umiemy szczerze się wycenić i głośno o tym mówić, to jest małe prawdopodobieństwo by ktoś zrobił to za nas. Jeśli podamy swoje minimum z założeniem, że może jednak dadzą nam więcej, bo stwierdzą, że z takim doświadczeniem to jednak warto dać komuś więcej, to możemy bardzo się przeliczyć. Sami jak mamy możliwość zaoszczędzenia, specjalnie nie proponujemy, by ktoś nas policzył więcej, tak samo robią firmy.
Ogółem wymuszona kultura, grzeczność i uniżenie trochę mnie frustruje. Wychodzę z założenia, że do każdego należy odnosić się uprzejmie, chyba, że bardzo da nam za skórę. Inaczej będę się zwracała do prezesa firmy, inaczej do koleżanki z pracy, to oczywiste, ale nie lubię, gdy każe mi się wręcz się uniżać. Dla mnie to jest straszne podlizywanie, którego nie toleruję. Niestety w niektórych kulturach, zwłaszcza tak zwanych high context, jak na przykład Japonia jest to konieczne. Miałam przyjemność studiować przez rok japonistykę i poznać wiele zagadnień tego języka (oczywiście wiele zostało przede mną nieodkrytego) jedną z najtrudniejszych rzeczy była tak zwana honoryfikatywność, czyli zmienienie słownictwa, czasami nawet gramatyki zdania by okazać komuś wyrazy szacunku. W języku japońskim mamy tak zwaną honoryfikatywność horyzontalną lub wertykalną. Horyzontalna polega na tym, że wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie, ale używamy grzecznych form, by pokazać jacy to jesteśmy dobrze wychowani. Natomiast wertykalna oznacza, że mamy inną pozycję względem naszego rozmówcy. I tutaj zaczyna się zabawa, ponieważ możemy albo wywyższać naszego rozmówcę, albo umniejszać siebie i swoje otoczenie, by siłą rzeczy wywyższyć naszego rozmówcę. I tak na przykład zwracając się do naszej matki, albo mówiąc o matce kogoś mówimy Okāsan, czyli do słowa matka dajemy honoryfikatywne o i końcówkę san, którą można przetłumaczyć coś jak nasze Pan/Pani. Czyli finalnie mamy coś w stylu szanowna Pani Matka. Natomiast gdy chcemy uniżyć nas i naszą rodzinę, by wywyższyć rozmówcę, wtedy raczej powiemy Haha, czyli po prostu mama. Tak więc w takim japońskim, tak jak wspomniałam mamy nawet różne słowa i gramatykę w zależności od tego do kogo się zwracamy i jaką ktoś ma pozycję. Ale dość o języku. Wszak to nie jest podcast językowy.
Przyznam szczerze, że nie wiem, czy według mnie bycie skromnym ma sens. Z założenia to jest umniejszenie siebie, bo tak jest grzeczniej i kulturalniej. Niestety jeśli nie będziemy się chwalić naszymi osiągnięciami, to raczej mało kto je zauważy i nas za to nagrodzi. Oczywiście chciałabym rozróżnić chwalenie się od przechwalania. Chwalenie jest jak najbardziej pozytywne, ponieważ cieszymy się naszym własnym sukcesem i osiągnięciem i chcemy by inni o tym wiedzieli i podzielali nasze uczucia. Z kolei przechwalanie się jest to nadmierne wypominanie swoich sukcesów, osiągnięć itp. Przez nadmierne mam na myśli, że niemal przy każdej okazji o tym wspominamy, nawet jeśli temat nie dotyczy nas lub danego zagadnienia, a także jeśli mówimy o tym, by celowo sprawić komuś przykrość.
Ważne jest by znać swoją wartość, by umieć siebie wycenić zgodnie z prawdą, z tym jak wypadamy rynkowo i jak czujemy w głębi serca. Te dwa czynniki powinny nam dać najbardziej wiarygodną ocenę. Gorzej jeżeli mamy zaburzone poczucie wartości i pewności siebie w wyniku między innymi wychowania. Wtedy należy nad tym popracować czy to przy pomocy specjalisty i nie mówię, że musi to być koniecznie terapeuta, ale również coach czy doradca biznesu jakich na przykład możemy znaleźć w przy uniwersyteckich biurach karier. Można również przeprowadzić mini badanie wśród znajomych czy współpracowników, by powiedzieli za co cię cenią, co ci wychodzi itp. Można również zbierać pozytywne feedbacki, czy to w jakimś pliku na komputerze, czy zapisywać w notesie i wracać do nich, gdy ma się gorszy okres. Można to poszerzyć również o swoje małe i duże osiągnięcia, ale warto mieć na uwadze, że tych większych będzie mniej, ale to normalne. Za to nie można nie doceniać małych sukcesów, gdyż to dzięki nim idziemy dalej. Na przykład dzisiaj poćwiczyłam 5 minut, nauczyłam się nowego słowa po angielsku, znalazłam czas dla siebie, pokonałam swój lęk przed rozmawianiem z obcymi i zadzwoniłam umówić się do dentysty itp. Widząc swoje postępy chętniej podchodzimy do nowych wyzwań. A doceniając małe zwycięstwa, nawet podczas niespełnienia 100% założeń możemy wynieść coś pozytywnego.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.