Kościół kobiet – feminizm w kościele

Ostatnimi czasy bardzo wciągnęłam się w literaturę feministyczną. Chciałabym być jak najbardziej świadomym człowiekiem i rodzicem, który nie będzie powielał złych schematów, w jakich zostaliśmy wychowani. Oprócz tego chcę mieć jak największą wiedzę, by podczas rozmów z osobami niepodzielającymi moich poglądów, móc stosować jak najwięcej sensownych, racjonalnych i opartych na faktach argumentach. 


Wśród polecanej literatury znalazła się między innymi pozycja Kościół kobiet, autorstwa Zuzanny Radzik. Byłam jednocześnie zaciekawiona i podchodziłam do tego sceptycznie, bo co właściwie feminizm ma wspólnego z Kościołem Katolickim? Moim zdaniem jest to jedno z ostatnich miejsc w którym bym się spodziewała walki o równość kobiet i w sumie nic dziwnego, jeśli o zasadach dotyczących kobiet decydują tylko mężczyźni. 

Nie będę się rozpisywać na temat mojego stosunku do Kościoła Katolickiego, gdyż nie ukrywam jest on negatywny, a ta książka tylko utwierdziła mnie w ocenie. Jednakże dla tych co myślą, że jest to 400- stronicowe jechanie po KK, to uspokoję, że tak nie jest. Książka jest skupiona na opisie historii i przemyśleń głównie kobiet dla których wiara jest na tyle ważnym elementem życia, że chcą móc się cieszyć pełnią przywilejów wynikających z przynależności do tego wyznania. Chcą móc być częścią społeczności, chcą móc wyrazić swoje zdanie na tematy, które je dotyczą, chcą być usłyszane, wysłuchane, chcą móc wykonywać czynności związane z obrzędami religijnymi. Więc skąd u mnie potwierdzenie mojej niechęci? Z faktu jak na przestrzeni lat praktycznie nic się nie zmieniło w stosunku do kobiet w KK. Kobiety się organizują, proszą o możliwość uczestniczenia w różnego typu posiedzeniach i z czasem jedyne co im się udaje to uzyskanie statusu obserwatora. 

Jestem pełna podziwu dla opisywanych w książce kobiet. Podziwiam, że się nie poddają, że nadal próbują, że ich chęć przynależności i wiara są tak silne, że porywają się z motyką na słońce i mają nadzieję, że w końcu przyniesie to jakiś efekt. Jednocześnie ich nie rozumiem i dziwię się, że chcą trwać w środowisku, które de facto ich nie chce, które wykorzystuje i praktycznie nie daje nic w zamian. 


Książka opisuje historie różnych kobiet z całego świata, od Ameryki, po Afrykę i Azję, które mocno są związane z katolicyzmem. Wśród nich znajdziemy siostry zakonne, teolożki, a także kobiety należące do różnych katolickich ugrupowań. Poznamy ich zmagania od lat ‘50 ubiegłego wieku, po 2020 rok. Na uwagę zasługuje również fakt, że po każdym rozdziale znajduje się spis źródeł z których korzystała autorka, dzięki czemu możemy być pewni, że nie są to andegdotki czy przemyślenia wyssane z palca. 

To co na pewno wyciągnęłam dla siebie z lektury Kościoła kobiet jest to, że zaczęłam pozytywnie oceniać siostry zakonne, które zawsze wydawały mi się uosobieniem konserwatyzmu. Okazuje się, że niekiedy są one symbolem buntu, czego nigdy bym się nie spodziewała. Niekiedy swoimi działaniami zyskiwały moją sympatię.  


Według mnie książka bardzo ciekawa i godna polecenia, zwłaszcza dla osób, które twierdzą, że KK jest miejscem równym wobec każdego i że feminizm w połączeniu z wiarą to coś niewyobrażalnego. Chociaż nie jest mi po drodze z jakimkolwiek wyznaniem, to czytając o tym, że jednak w samym kościele są osoby, które starają się coś zmienić czuję promyk nadziei, że może coś się zmieni na lepsze. Byłoby wspaniale. Jednocześnie wiem, że zwłaszcza w Polsce, kraju gdzie biskupi podważają samego papieża o ile nie jest Polakiem, zajmie to jeszcze wiele lat, a może nawet i pokoleń. 


„Kościół kobiet” Zuzanna Radzik