Pracy szukałam 10 miesięcy, wysłałam ok. 300 CV. Przez ten czas wiele się zmieniło, wiele się nauczyłam. Posłuchaj jak wyglądała moja droga do znalezienia pracy.
Pracy zaczęłam szukać od czerwca 2020. Początkowo było to spokojne przeglądanie ofert. Nie wiedziałam jeszcze co konkretnie chcę robić, wychodziłam z założenia, że chcę znaleźć coś interesującego, kreatywnego, najlepiej związanego z marketingiem.
Za radą mojego męża stworzyłam sobie plik w Excelu w którym wpisywałam datę aplikacji, firmę, stanowisko, a także link do oferty i muszę przyznać, że jest to genialny patent!
W momencie gdy ktoś zadzwonił, by się umówić na rozmowę szybko mogłam znaleźć konkretną ofertę, przyjrzeć się jej i lepiej przygotować. Innym plusem jest to, że składając CV w tak wielu miejscach człowiek może się pogubić w tym gdzie aplikował, a taki spis pomaga, by nie duplikować ofert, tylko skupić się na tych nowych.
Niestety mijały miesiące, rubryczki w Excelu się wypełniały, a odzew był praktycznie zerowy. Postanowiłam więc zmienić strategię. Wyszłam z założenia, że skoro chcę się dostać do branży kreatywnej, to muszę kreatywnie do tego podejść. Stworzyłam więc Instagrama @martyna_szukapracy na którym opowiadałam o sobie, dlaczego chcę dostać pracę w marketingu, a nawet odpowiadałam na najdziwniejsze pytania rekruterów jakie znalazłam. Wbrew moim oczekiwaniom odzew znów nie był zbyt duży, więc zaczęłam obserwować tym profilem wszystkie agencje marketingowe we Wrocławiu, niektóre nawet polubiły jakieś posty, ale nikt nie zaprosił mnie na rozmowę, aż pewnego dnia odezwała się do mnie pewna kobieta, zaproponowała spotkanie, że chce bym zaczęła pracę już teraz. Jarałam się jak pochodnia, dosłownie skakałam po ulicy, jednakże mój mąż znalazł opinie o tej firmie, który były dosyć niepokojące… nie będę wdawać się w szczegóły, ale trochę mnie to dobiło, nie chciałam jednak rzucać wszystkiego tylko ze względu na jakieś opinie w internecie, więc skontaktowałam się z tą kobietą by wyjaśnić to. Zaczęła coś kręcić, powiedziała, ze do mnie zadzwoni, nie zrobiła tego, kiedy się przypomniałam znów obiecała, ze zadzwoni i tyle ją słyszałam. Może wyszło lepiej?
Stwierdziłam, ze w takim razie trzeba wymyślić coś innego. Stworzyłam list motywacyjny po angielsku w formie prezentacji o sobie. Było to kreatywne, zabawne i nawet zaproszono dzięki temu mnie na rozmowę! Specjalnie jechałam z drugiego końca Polski, by na miejscu usłyszeć, że w sumie to i tak nie mam żadnego doświadczenia, zaprosili mnie tylko ze względu na tą prezentację, ale ja nie mam żadnego doświadczenia, więc może być ciężko. Poczułam się okropnie, jakby od samego początku wiedzieli, że mnie nie zatrudnią. Jedna z rekrtuterek pisała SMS, druga podkreślała brak mojego doświadczenia, a na samym końcu nawet nie zapytały się mnie, czy mam jakieś pytania, tylko wstały i zaczęły się ubierać do wyjścia mówiąc, że nie będą już mnie tu trzymać.
Było mi przykro, ale starałam się nie poddawać. Bardzo mi też pomógł fakt jak wszyscy do okoła mnie wspierali, to było dla mnie maga ważne i dające otuchy. Co jakiś czas ktoś mi podrzucał jakąś ofertę, a nawet jedna z moich koleżanek, Emilia pomogła mi dopracować moje CV, by wyglądało dużo profesjonalniej.
Wiedzieliście, że przeciętnie rekruter poświęca kilka sekund na każdą nadesłaną aplikację? Te kilka sekund może zadecydować, czy wydajemy się interesujący, czy nie.
Poleciła mi stronę InterviewMe (to nie jest żadna rekIama sponsorowana, po prostu uważam, że jest to przydatna strona), gdzie stworzyłam przejrzyste i przyciągające uwagę CV.
Jednakże czas mijał, a ja nadal pracy nie miałam. Znów czułam się okropnie. Miałam powoli dość, po pół roku szukania pracy nadal nic. Jednak wiedziałam, że się nie poddam, moim tymczasowym hymnem stała się nawet piosenka Reni Jusis „Kiedyś Cię Znajdę”. Przeanalizowałam co robiłam i stwierdziłam, że może będzie potrzeba mi pomoc, skoro nic się nie dzieje, a ja staje na głowie. Postanowiłam więc zapisać się do biura karier na mojej uczelni na trzeciego stycznia 2021. Stwierdziłam, że ten rok będzie lepszy niż poprzedni, że skupię się na swoim rozwoju i to mi może pomoże. Spotkania okazały się świetnym pomysłem. Rozmowa z Moniką, która jest coachem biznesu wiele mi dała, pokazała na co zwracać uwagę podczas przygotowania do rozmowy, a przede wszystkim bym skupiła się na tym co ja właściwie oczekuję od mojej pracy. Pokazała mi też jak bardzo ważny jest LinkedIn i że warto być na nim widocznym. Istnieje coś takiego jak Social Selling Index na którym można sprawdzić swój profil, jakie szanse na wyszukiwanie ma.
Poradziła mi też bym zaczęła publikować posty na LinkedIn. Na dowolny temat o mnie, by mnie zaczęto kojarzyć. Zaczęłam tak robić, mówić o sobie, o swoich mocnych stronach itp. Szło mi całkiem nieźle, aż pewnego dnia, dostałam wiadomość, że to co robię jest bez sensu, żaden rekruter tego nie oczekuje itp. Podłamało mnie to, że może faktycznie wychodzę na jakiegoś głupka, więc na jakiś czas zrezygnowałam. Na szczęście mój mąż porządnie mnie opieprzył, że dlaczego przejmuję się jedną opinią? Zawsze znajdzie się ktoś, komu się nie będzie coś podobało i mam kontynuować. Taki kop w tyłek był mi potrzebny, jednakże nie wiedziałam co ja mam właściwie więcej pisać?
Wtedy znalazłam kurs storytellingu zrobiony przez Disneya na Khan Academy. Kurs polegał na tym, że opowiadano proces tworzenia spójnego parku tematycznego i wykonując ćwiczenia można było stworzyć swój własny projekt. Była to świetna zabawa, która pokazała mi, że praca kreatywna, to nie tylko rzucanie jakimś pomysłem, lecz ogrom rzeczy na które trzeba zwrócić uwagę. Po ok. tygodniu miałam swój własny projekt i go wrzuciłam na LinkedIn. Następnie stwierdziłam, że napiszę o mojej pasji do gotowania i o moim blogu kulinarnym, który prowadzę (@blognaoko jakby ktoś chciał zerknąć), potem o przemyśleniach jakie mnie naszły po przesłuchaniu podcastów Dział Zagraniczny i Tajfunowe przypisy. Co przyniosło efekt w postaci tego, że jedna kobieta zwróciła się do mnie, że spodobał się jej mój post i czy nie chciałabym zaaplikować do nich. Dało mi to mega energię do dalszego działania!
W międzyczasie zapisałam się do programu mentoringowego, co było kolejnym świetnym pomysłem. Moja mentorka Karolina jest świetną kobietą, która bardzo mnie wspiera w moich pomysłach, podsyła mi różne oferty, które znalazła, doradza, ogółem jest świetnym senseiem.
Nie chciałam się zatrzymywać w tym wszystkim, bo czułam, że jestem coraz bliżej, chociaż miałam już kryzysy, gdy po kolejne rozmowy rekrutacyjne kończyły się odmową. Nawet na staże nie mogłam się dostać, bo nie miałam doświadczenia. Byłam załamana, jak ja mam zdobyć pracę, czy doświadczenie, jak mnie nawet na staże nie chcą? Czy coś ze mną jest nie tak? Czy jestem niewystarczająca? Przecież tyle robię, więc dlaczego? Co jeszcze muszę zrobić? Ciągle kotłowało się to we mnie.
W końcu ktoś mi powiedział, że podchodzę do tego, że ja muszę już teraz znaleźć pracę, że skupiam się tylko na tym, gdy jest to najpewniej jedyna okazja w moim życiu by skupić się właśnie na sobie. Pracę kiedyś znajdę, ale czy znajdę tyle czasu by zdobywać nowe umiejętności, by próbować nowych rzeczy?
Byłam w złym stanie, za wiele rzeczy się wydarzyło, miałam na głowie, a jednocześnie nadal byłam spięta, że muszę robić jeszcze więcej. Ta rozmowa otworzyła mi oczy i pokazała, że czasami by dostać się do celu musimy na chwilę się zatrzymać, zwolnić, by nabrać siły, by dzięki tej przerwie zobaczyć inne możliwości, inne drogi, czy otaczające nas piękno.
Bardzo wzięłam sobie to do serca. Nie chciałam rezygnować z szukania pracy, ale uznałam, że zamiast przeznaczać osiem godzin dziennie na szukanie, lepiej poświecić mniej, a więcej na zdobywanie nowej wiedzy i doświadczeń, nawet jeśli nie są one stricte związane z pracą.
Zrobiłam więc kurs z Lean w praktyce, który ukończyłam z wynikiem ponad 90%, brałam udział w warsztatach kreatywnych z podstaw fotografii i wideo, które było niesamowitym przeżyciem. Poznałam wielu niesamowitych ludzi, ich historie, co mnie zmotywowało do dalszego działania, a także by w końcu zacząć nagrywać ten podcast.
Wiem, że na tym się nie skończy. Zgodnie z filozofią kaizen o której wspominałam w pierwszym odcinku chcę się ciągle rozwijać i szukam ku temu okazji.
To odpuszczenie sobie w końcu podziałało, bo dostałam dwie oferty pracy, a potem jeszcze jedną i ktoś sam z siebie mi napisał, że pasowałabym do ich programu rozwoju karier. To było niesamowite! W końcu poczułam się doceniona i warta czyjejś uwagi.
Do końca marca wysłałam ok. 300 CV na różne stanowiska, w tym na staże i sama pisałam do firm oferując się. Nie tak miał wyglądać początek mojej kariery, przez bardzo długi okres czasu to przeżywałam, ale cały czas się nie poddawałam. Wielokrotnie wkurzałam się i płakałam czemu tak jest, ale może spojrzeć na to z innej perspektywy. Gdybym od razu znalazła pracę możliwe, że nadal nie wiedziałabym dokładnie do czego dążę, tylko trzymała się pierwszej lepszej okazji. Najpewniej nie zdobyłabym takiego doświadczenia w szukaniu pracy i nadal uważałabym, że moje dwu-stronicowe CV w Wordzie jest idealne. Nie miałabym możliwości skupienia się na moich osobistych problemach i ich rozwiązaniu. Możliwe, że nie brałabym udziału w tylu ciekawych wydarzeniach i nie poznałabym tylu wspaniałych ludzi. Najpewniej nie zaczęłabym nagrywać tego podcastu, a uważam, że byłaby to wielka szkoda. Moja Mama twierdzi, że nic się nie dzieje bez przyczyny, może coś w tym jest. Ja uważam, że każda rzecz którą przeżyjemy daje nam nową szansę, pytanie tylko czy ją wykorzystamy? Życzę wam wszystkim, byście umieli je dostrzegać i wykorzystywać, a trudniejsze momenty? Nie unikniemy ich, fajnie by było, jakby było ich jak najmniej, ale z drugiej strony, to one pozwalają nam kształtować nas samych.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.