Książki, podcasty, kroczek po kroczku

Podcast #060 – Jak rozmawiać po poronieniu

Dzisiejszy odcinek jest dosyć, nazwijmy to inny. Przynajmniej dla mnie. Porozmawiamy o poronieniu. Nie jest to temat przyjemny i może się większości z was wydawać, że temat was nie dotyczy, ale uwierzcie mi to zjawisko jest o wiele powszechniejsze niż się by mogło wydawać. Szacuje się, że ok. 20% wszystkich ciąż jest roniona. Część z nich to ciąże o których kobieta mogła nawet nie wiedzieć, bo mimo iż dochodzi do zapłodnienia, to bardzo szybko przestaje się rozwijać i kończy się mniej więcej wtedy kiedy powinna przyjść miesiączka. Jednakże pozostałe są kiedy kobieta już wie, że spodziewa się dziecka. O poronieniu mówi się do 20 tygodnia ciąży, potem już jest tak zwane martwe urodzenie. Czym to się różni? Kilka kwestii. Po pierwsze po 20 tygodniu dziecko ma jako takie szanse na przeżycie, więc podejmuje się próby ratowania go po narodzinach, stąd też jeśli czynności serca się zatrzymały jeszcze przed porodem lub w trakcie mówi się o martwym urodzeniu. Po drugie dochodzi kwestia prawna, za martwe urodzenie przysługuje w pełni wymiaru urlop macierzyński, który płatny jest 100%, a także zasiłek pogrzebowy, a w przypadku poronienia nie zawsze, ale o tym za chwilę. 


Teraz chciałabym się skupić na tym jak rozmawiać i zachowywać się wobec osoby, która doświadczyła poronienia. To co powiem jest na bazie moich doświadczeń, ale sądzę, że są to dosyć uniwersalne rady. 

Po 1. i najważniejsze: DARUJ SOBIE teksty typu “To był dopiero początek”, “jesteś młoda, jeszcze się wam uda”, “moja koleżanka miałą już x poronień, więc jedno to wiesz..”, “Natura wie co robi, tak będzie lepiej”, “ale ty i tak masz już jedno/ dwoje/ czworo/ dziesięcioro dzieci” itp. Jako osoba, która to przeszła miałam świadomość tych wszystkich rzeczy, jednakże słyszenie ich nie było pocieszeniem. Bo mam przestać odczuwać żal, smutek i stratę, bo wiedziałam o ciąży krótko? Niezależnie czy o ciąży wiedziało się kilkanaście tygodni czy godzin, jeśli kobieta chciała tej ciąży i się z niej cieszyła, to zawsze to będzie dla niej strata. 

Wiem, że kiedyś najpewniej mi się uda, ale ja chciałam tę ciążę, już macierzyństwo było na wyciągnięcie ręki i zostało mi to zabrane. 

Wiem, że inni mogą mieć gorzej, że od lat nie mogą mieć dzieci, że są osoby, które doświadczyły poronienia wiele razy, wiem, że lepiej dla mnie będzie jeśli stracę ewentualnie chorą ciąże i za jakiś czas na jej miejsce pojawi się zdrowa. Ale proszę nie umniejszaj mojej stracie i tego co przeżywam. 

Niezależnie od tego, które miałoby być to moje dziecko, jeśli je chciałam to będzie dla mnie tragedia. 

Po 2. Daj mi czas. Niektóre kobiety dojdą do siebie po chwili, inne będą potrzebować na to tygodni, może czasami lat. Nie pospieszaj mnie. Chcesz mi pomóc zaoferuj rozmowę, pójście do specjalisty, przytulenie, ale nie przewracaj oczami i nie mów, że “to było tak dawno, ogarnij się”

Po 3. Nie zmuszaj mnie do rozmowy. Niektóre osoby potrzebują wygadać się, wyrzucić z siebie przez co przeszły, inne nie będą chciały wspominać o tym jak to wyglądały, co czuły, jak przebiegały badania, czy zabiegi. Jesteś bardzo ciekawy, możesz zapytać, ale uszanuj jeśli ci powiem, że nie mam siły czy ochoty by o tym mówić. 

Po 4. Okaż trochę wsparcia. Może to być zwykłe potrzymanie ręki, podanie herbaty, czasami wysłuchanie, albo dacie przestrzeni. W miarę możliwości na początku nie wspominaj o ciąży innych, czy o tej co była. Kiedy wróciłam do domu i zobaczyłam karteczkę wiszącą w pokoju mojego syna “ Tej wiosny zostanę starszym bratem” rozpłakałam się, tak samo, gdy puszczając bajki dla synka natknęliśmy się na odcinek, że główna bohaterka oczekuje rodzeństwa. Nie chodzi o to, by teraz zrobić z ciąży i narodzin temat tabu, ale że jeśli jest taka możliwość, to np. zmieńmy bajkę, albo temat rozmowy. Też ważne jest by wytłumaczyć dziecku co się dzieje. Dzieci wiedząc, że miał się pojawić bobas, mogą całkiem niewinnie pytać się o to gdzie jest lub kiedy będzie, co może smucić osoby doświadczające poronienia. Dlatego jeśli wybieramy się z dzieckiem do takiej osoby, albo wiemy, że taka sytuacja miała miejsca w bliskim otoczeniu, warto wyjaśnić co się stało, dlaczego dzidziusia nie będzie i że teraz taka osoba potrzebuje wsparcia i na wspomnienie o ciąży czy niemowlaku może być takiej osobie przykro. 

Niektórzy pewnie się zastanawiają, czemu używam sformułowania “osoba przeżywająca poronienia”, cóż pomijając kwestię, że w ciąże może zajść również osoba trans, która ma macicę, czy osoba niebinarna, to najzwyczajniej w świecie chcę przypomnieć, że ojciec dziecka też może przeżywać stratę ciąży. Wiadomo, że trochę inaczej niż matka, ale nadal. Warto mieć to na uwadze. 


Teraz jeszcze kilka kwestii, które doświadczają poronienia. 

Po pierwsze jeśli czujesz taką potrzebę, szpital powinien móc ci zaoferować wsparcie psychologa. Ja osobiście nie usłyszałam takiej propozycji, jedyne co to przeczytałam o tym na karteczce wiszącej na oddziale. 

Po drugie niezależnie od trwania ciąży, jeśli są nazwijmy to szczątki ciąży (mimo tego, że w wielu przypadkach nie ma mowy nawet o ciele) można ubiegać się o kartę martwego urodzenia. W takim przypadku szpital ma prawo wystawić taką kartę o ile matka wyrazi na to chęć, jednakże na koszt rodziców muszą być wtedy przeprowadzone badania genetyczne by określić płeć dziecka (jeśli ciąża była na tyle wczesna, że nie dało się tego zidentyfikować). Dzięki temu matce przysługuje w pełni płatny urlop macierzyński, zasiłek pogrzebowy i można pochować “dziecko”. 

Po trzecie, pamiętaj nie jesteś sama. Kiedy byłam w szpitalu, byłam położona w tak zwanym “pokoju rozpaczy” (nazwę zawdzięczał temu, że ponoć trafiały tam same kobiety, które roniły). Byłyśmy w czwórkę i widziałyśmy jak każda z nas przechodzi przez podobne rzeczy. Było to na swój sposób strasze, ale i wspierające, bo wiedziałyśmy, że każda rozumie drugą. Mogłyśmy się w tym wspierać. Jeśli masz rodzinę lub przyjaciół pewnie oni będą próbowali cię wspierać i będą się o ciebie martwić. Nie miej im za złe gdy palną coś głupiego, mimo wszystko najpewniej starają się. A jeśli nie masz nikogo, śmiało zwróć się o pomoc. Jeśli nie stać cię na specjalistę, to są fundacje, które starają się wspierać kobiety po stracie. Np. Fundacja Nagle Sami, czy Fundacja Medycyny Prenatalnej im. Ernesta Wójcickiego. Poniżej podam link do strony, która zawiera wiele wskazówek i nazwy różnych organizacji: https://fundacjamatecznik.pl/mamyprawapoporonieniu/ 

Po czwarte, daj sobie czas i przestrzeń. Na pewno nie jest dobrym pomysłem całkowite odcinanie się od świata, jednakże rozumiem, że możesz nie mieć ochoty z nikim się spotykać, czy rozmawiać. Szanuj swoje potrzeby i granice. Wiedz jednak, że dobrze jest korzystać z pomocy innych. Mi najbardziej pomógł mąż i pójście do psychologa. Zwłaszcza to drugie było dla mnie uwalniające, bo uświadomiłam sobie kilka rzeczy, porozmawiałam o moich traumach (a uwierz mi, w ostatnich 5 latach nazbierało się tego tyle, że mentalnie czuję się starsza o 10-15 lat), by na koniec stwierdzić, że jestem dumna z siebie. Brzmi dziwnie i zawile, ale tak jest. 

Po piąte i ostatnie, pożegnaj się. Nie wszystkim pasuje ta metoda, ale moim zdaniem jest to dobre by zakończyć pewien rozdział. Możesz to zrobić w domu, twoim ulubionym miejscu, lesie, parku, gdzie chcesz. Ja na początku wybrałam cmentarz, gdzie jest pochowana moja babcia, może głupio to zabrzmi, ale nie chciałam zostawiać mentalnie tego “dziecka” samego, wolałam by miało kogoś kto się nim zajmie. I wiem, że w moim przypadku był to może nie najlepszy pomysł, a może też nie byłam wtedy jeszcze gotowa. Miałam wrażenie, strasznego przytłoczenia, które nie pozwalało mi mówić. Więc tylko siedziałam, płakałam i napisałam wiersz. Im dłużej tam siedziałam, tym ciężej było mi odejść, miałam absurdalne wyrzuty sumienia. Z perspektywy czasu uważam, że może jednak byłoby lepiej jakby ktoś wtedy przy mnie był. Tak czy siak, było to dla mnie cholernie trudne i miałam wrażenie, że jest mi jeszcze gorzej. Dopiero wizyta u psycholożki mi pomogła. Zastosowałyśmy technikę pustego krzesła, czyli miałam sobie wyobrazić, że na krześle przede mną jest właśnie to “dziecko” by się z nim pożegnać. Przeczytałam pierwszy raz na głos mój wiersz, który napisałam na cmentarzu i nie powiem by było to łatwe, bo cały czas szlochałam, ale później poczułam się lepiej, że faktycznie wyrzuciłam to z siebie. Tak więc warto znaleźć swój sposób i udać się po wsparcie jeśli tego potrzebujemy. 

To tyle w dzisiejszym, dosyć smutnym, ale ważnym odcinku. Mam nadzieję, że nigdy nie doświadczysz poronienia, a nawet jeśli ty lub osoba ci bliska, to już teraz będziesz wiedzieć jak pomóc i się zachowywać.