Dzisiaj postanowiłam porozmawiać o imionach, przezwiskach i tym jak zwracamy się do ludzi.
Każdy z nas ma jakieś imię. Niektóre są popularne, inne rzadko spotykane, obco brzmiące itp. Ja mam na imię Martyna i jakoś kiedyś mi się tak średnio podobało to imię. No bo rzadko spotykane w bajkach czy telewizji. Więc możecie się domyśleć jak się cieszyłam, gdy okazało się, że jest książeczka o Martynce. Byłam dumna, że bohaterka książki ma tak samo na imię jak ja. W szczególności, że tę książkę czytaliśmy w przedszkolu, więc czułam się jakby mówiono o mnie. Do dziś pamiętam ten zawód i niemal uczucie zdrady gdy pewnego dnia przeszliśmy na kolejną serię, która nazywała się Kamilka.
To jest właśnie pierwsza kwestia którą dziś poruszę, a mianowicie, że imiona są ważne bo dają nam jakieś poczucie przynależności i możliwość utożsamiania się z bohaterami. Mój synek jak się okazuje ma dosyć popularne imię i nawet nie sądziłam, że jest tyle książek, których bohater ma tak na imię. Widzę, że bardzo je lubi i właśnie się z nimi utożsamia, potrafi jakby lepiej zrozumieć je. Przynajmniej mi się tak wydaje.
Ale dla tych, co nie mogą znaleźć książki z bohaterem, który się nazywa jak wy, to powiem, że są książki, które można spersonalizować. Wiadomo, można zamówić egzemplarz, gdzie dadzą wasze imię (są takie, głównie dla dzieci), ale znalazłam kiedyś w jakiejś księgarni książeczkę dla dzieci z okienkiem, które znajdowało się u góry strony i można było wykleić swoje imię, które było widoczne na każdej stronie. Bardzo fajne według mnie.
Drugi moment gdy polubiłam swoje imię było to, że odkryłam jego znaczenie. Ponoć Martyna oznacza należąca do boga Marsa. A że ja uwielbiałam mitologię i zawsze byłam wojownicza, to zaczęłam bardziej się cieszyć, że mam takie a nie inne imię. Swoją drogą uważam, że to super kiedy dane imię coś oznacza. Bardzo lubiłam kiedy uczyłam się japońskiego odkrywać znaczenie imion. Dla niewtajemniczonych imiona japońskie zapisuje się zazwyczaj kanji czyli znakami pochodzenia chińskiego. Każdy znak coś znaczy, co więcej ich znaczenie może się zmieniać w zależności od połączenia z innym znakiem (dlatego nie popełniamy błędu Ariany Grande i bez uprzedniego sprawdzenia nie tatuujemy sobie kanji – jakby ktoś nie wiedział, to Ariana Grande wytatułowała sobie 2 kanji oznaczające kolejno 7 i pierścień. Miało to być nawiązanie do jej nowego albumu czy tam singla, jednak biedna nie wiedziała, że połączenie tych dwóch kanji oznacza po prostu grilla…). Tak więc jak się uczyłam japońskiego i widziałam kogoś kto miał na nazwisko Kobayashi, to sobie tłumaczyłam jako Mały Lasek, Yamaguchi, czyli Wejście do Góry itp. Mnie to bawiło i fascynowało.
Kolejna rzecz, która sprawiła, że odrobinę bardziej zaczęłam lubić swoje imię, to było to gdy zapytałam się mamy dlaczego właściwie dała mi tak na imię. I powiedziała, że przez rok nauczała angielskiego i wśród ich uczniów była właśnie taka Martynka, która była najgrzeczniejsza i najmądrzejsza z nich wszystkich i tak ją polubiła, że stwierdziła, że chciałaby by jej córka miała tak na imię. Urocze, prawda? Sama też mam wybrane imię dla dziewczynki, które byłoby po mojej babci i po moich dwóch ulubionych nauczycielkach. Ale też nie zawsze trzeba mieć jakiś konkretny powód by dawać dziecku tak a nie inaczej. Może być też po prostu kwestia, że komuś się podoba i tyle.
Zawsze mnie trochę irytowało to, że w Polsce były takie zwykłe imiona, a za granicą można było sobie nazwać dziecko jak się chciało. Cóż ma to swoje wady i zalety. Zalety – na pewno oryginalne imię, czasami pięknie brzmiące, czy po jakiś super bohaterach. Minus? Cóż niektórzy wybierają dziwne imiona, na przykład nazywając dziecko na cześć stacji telewizyjnej czy drużyny sportowej. No moim zdaniem takie dziecko raczej łatwego życia nie będzie miało. Ale cóż…
Może się zdarzyć, że nie lubimy swojego imienia, albo konkretnego zdrobnienia. Miałam znajomą, która kazała się do siebie zwracać innym imieniem, bo swojego oryginalnego nie trawiła. Co ciekawe tak wszyscy się do tego przyzwyczaili, że jak się zapytał o nią używając jej oryginalnego imienia, to czasami niektórzy nie wiedzieli o kogo chodzi.
Ja swoje zdrobienia całkiem lubię. Też wiem kto wtedy do mnie mówi. Na przykład siostra mojej mamy i mój kuzyn zwracają się do mnie Marcysia. Z kolei moi rodzice czasami mówili o mnie Martysia. W gimnazjum mówiono na mnie Tynka (swoją drogą mój mąż od początku się tak do mnie zwracał, że dziwnie mu było mówić Martyna (przynajmniej do czasu, aż nie wzięliśmy ślubu, teraz jestem po prostu żona 😛 ). W liceum niektórzy mówili do mnie Marinez. Inni czasami zwracają się do mnie Martynka. I ogółem nie przeszkadza mi to, zwłaszcza jeśli robią to osoby mi znane i które lubię. Nie chciałabym jednak by zwracano się do mnie zdrobnieniem w sposób protekcjonalny, zwłaszcza na polu biznesowym. Chyba, że tak jak wspomniałam mam z kimś dobrą relację.
Podobnie jest z przezwiskami. O ile osoba nazywana jest z tym jest ok, to spoko, gorzej jak sobie tego nie życzy. Chociaż muszę przyznać, że mam wujka, który mówi na swoją żonę “Gruba”. Zawsze mnie to triggerowało, bo ciocia gruba nie jest i uważam to za brak szacunku. Nawet po tym jak kilka razy mówiła, że oni siebie tak nazywają i to jest dla niej ok, to ja czuje zawsze niesmak jak to słyszę.
Swoją drogą uważam, że nie powinno się przezywać ludzi od typu ich ciał. Chudzielec czy grubas, tak samo może być przykro osobie, która to usłyszy. Według mnie warto ustalić z drugą stroną, czy to jak się do niej zwracamy jest dla niej ok.
I tym płynnym krokiem możemy przejść do kolejnego imienia jakim są zaimki. Cóż niektórzy się burzą, że jest to lewicowy wymysł. W takim razie uprzejmię przypominam, że nie. Język polski ma 3 rodzaje – żeński, męski i nijaki. Zwroty takie jak on/ jego/ jemu czy ona/ jej są więc normalne i występowały od dawna. Co więcej mogę się założyć, że osoby, którym przeszkadzają zaimki i uważają je za lewicowe widzimisię używały ich zanim usłyszały o społeczności LGBT.
Dodawanie zaimków w swoim profilu społecznościowym, czy w stopce w podpisie uważam za fajny pomysł z dwóch powodów (chociaż sama bez bicia przyznaje się, że ich nie mam i w sumie nie wiem czemu, chyba z lenistwa). Po pierwsze dajemy znać, że jesteśmy otwarci i wspieramy inkluzywną mowę itp. Po drugie, co sądzę, że może bardziej trafić do niektórych – po prostu wiemy jak się zwracać. Obecnie czasami tak bywa, że na podstawie zdjęć trudno wywnioskować czyjąś płeć, zwłaszcza jeśli imię jest dosyć neutralne. W takich sytuacjach zaimki ułatwiają nam sprawę, a nawet jak zapomnimy to łatwo możemy sobie przypomnieć. Poza tym jest to bardzo przydatne w pisaniu maili. Nie zawsze widzimy zdjęcie, mamy tylko imię i nazwisko osoby, która jest zza granicy i ma takie imię i nazwisko, że nie jesteśmy w stanie zgadnąć które to imię, a które nazwisko, nie mówiąc o płci danej osoby. Więc widząc dodane zaimki mamy jasną sprawę.
To nie jest rocket science by opanować to. Jeśli ktoś nam mówi by zwracać się do niej w dany sposób to po prostu uszanujmy to. Rozumiem, że problemy mogą pojawić się kiedy osoba jest np. niebinarna. W języku angielskim jest dużo prościej, bo używa się głównie they/their ale niestety polski nie jest taki łatwy. W związku z tym osoby, które nie identyfikują się jako kobieta czy mężczyzna używają albo formy nijakiej, która brzmi dla nas obco bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do niej, albo nowych form gramatycznych zawierających x. Cóż dla mnie to również bywa trudne, ale wierzę, że im częściej będziemy to słyszeć (tak samo feminatywy) tym bardziej osłuchani z tym będziemy i będzie to dla nas naturalne. O feminatywach powiem w osobnym odcinku, pewnie koło lipca. Teraz tylko wspomnę, że są one normalne i były używane już przed wojną, więc nie jest to współczesny wymysł.
Moja złota rada jeśli chodzi o zaimki i formy gramatyczne? Jeśli się nie ma pewności co użyć, użyj jak najbardziej neutralnych form. Na przykład zamiast mówić “Czy chciałabyś przyjść do mnie” można użyć “ Masz ochotę przyjść do mnie?”. To nie jest takie trudne, serio. A nawet jeśli się pomylimy, to świat się nie zawali, zwłaszcza jeśli zrobimy to przez przypadek.
Ostatnią kwestią na dziś jest tak zwane dead name. Co to jest? Jest to imię, które dana osoba miała przed tranzycją, czyli jak niektórzy mówią, zmianą płci (chociaż jest to niepoprawne określenie). Używanie go i dawnych zaimków celowo może być bardzo krzywdzące dla takiej osoby, bo pokazuje brak szacunku i akceptacji. Wiadomo, że może nie być łatwo przestawić się, ale chociaż z samego faktu szacunku do drugiej osoby powinniśmy to uszanować. Dla tych, którzy mówią, że zmiana imienia to jakiś współczesny wymysł, to przypominam, że królowie, królowe, papieże, celebryci, piosenkarze itp. też sami sobie wybierali imiona. Jan Paweł II czy Franciszek I nazywali się wcześniej inaczej i nikt jakoś nie ma problemu by się zwracać w wybrany przez nich sposób. Lady Gaga, Sting, Eminem – do nich też zwracamy się tak jak oni preferują, czyli używając ich pseudonimów artystycznych. Do księży też niektórzy zwracają się ojcze, czy do zakonnic siostro, mimo tego, że nie są z nimi spokrewnieni. Tak więc dlaczego do jednej grupy zwracasz się tak jak oni sobie tego życzą a do drugiej nie? To hipokryzja i brak kultury jeśli chodzi o imiona (tytuły to faktycznie można sobie czasami olać, chociaż obstawiam, że czeka nas wtedy foch od tej osoby).
Tak więc podsumowując dzisiejszy odcinek – imiona są ważne i mogą pełnić rolę symboliczną, jak również tożsamościową. Ważne jest by szanować imię drugiej osoby i zwracać się do niej tak jak sobie tego życzy.
A jeszcze jedno mi się przypomniało. Jeśli chcesz nazwać swoje dziecko jakimś imieniem to nie patrz na to, że są inne osoby o tym imieniu w twoim kręgu itp. Co z tego, że twoja koleżanka ma tak samo na imię, albo jej dziecko, czy dziecko twojej siostry/ kuzyna. Co to ma za znaczenie. Podoba ci się, ma dla ciebie jakąś wartość, to je wybierz 😉
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.